niedziela, 18 grudnia 2011

wtorek, 29 listopada 2011


Zgubiłeś mi się
Czekałam, szukałam.
Czekam.
Chciałabym.
Chcę.
Mało kto mówi prawdę.
Powiedz.

środa, 16 listopada 2011

for real

to have this dream
and
to disappear just for a while
disappear
and
be
for real
we are to mature to do such a thing
you say
are we
nobody disappears these days
everyone is
‘for real’

czwartek, 3 listopada 2011

knock, knock

I knocked once. Nothing happened.
After all I tried.
How many times do you have to try?
Once is enough. At least, I think so.
At least, this is how I calm my heart.

środa, 5 października 2011

Just bear with me a little longer...

Just bear with me a little longer.

Scream if you wish.

Nobody screams these days.

When I hear somebody screaming, I feel secure.

Then, I know that I am not the only one who breathes.
You know, we can scream together.
There’s nothing wrong with it.
We will scream and we will BE.

wtorek, 16 sierpnia 2011

i beg to differ


Where have you been that night?
I haven’t seen you for so long.
And I really do miss you.
You claim everything is as it used to be.
I beg to differ.
Nothing is as it used to be.
The streets are dark without you.
I cannot close my eyes as I have always closed them feeling you by my side.
The air won't stand still.
You claim everything is as it used to be.
I beg to differ.

piątek, 29 lipca 2011

Nie głaskaj obojętnością.
Nie przytulaj rutyną.
Nie szeptaj brakiem nadziei.
Szczęściem do mnie krzycz.
Popychaj marzeniami.
Jeśli zechcesz, możesz nawet potrząsnąć,
potrząsnąć ciepłymi słowami.

poniedziałek, 25 lipca 2011

could you please

Could you please help me find my freedom?
What can you see when you close your eyes?
Is it eternity?
I don’t think so.
There are only few people who can see eternity.
Do you possibly know how I can find my heart?
I lost it long time ago.
Have you found it?
Probably not.
Once you lose your heart, you lose everything.
You always complain I talk too much, I ask too many questions.
I am sorry.
I’ve always thought
You’re the one to help me find the thoughts.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Puk, puk, puk…
Gdzie podziała się przyzwoitość?
Na wakacjach.
A gdzie wywiało dobroć i uczciwość?
Grają razem w ping ponga.
Czy widziałeś może braterstwo?
Zaszyło się w swoim pokoju i śpi,
zmęczone upałem i krzykiem dzieci.
A może znalazła by się miłość?
Oj nie, ona jest bardzo zajęta,
Podkasała rękawy i kopie grządki w ogródku.
Czyli...nie ma nikogo?
Jak to nie ma – są przecież.
Zajęci, zaganiani, w pocie czoła próbują żyć.

poniedziałek, 4 lipca 2011

ulubione

Jesteś moim ulubionym człowiekiem.
Nie wiedziałeś?
No tak, dobrze się kamufluję.
Lubię śnić o Tobie.
A sny miewam różne.
O dworcu, o łodziach i o jabłkach.
Tak, zdecydowanie lubię te o jabłkach.
Przypominają jesień i pierwsze dni w szkole.
Ludziki z kasztanów i opierające się jesieni słońce.
Lubię też kawę.
Mocno paloną, parzoną jak Pan Bóg przykazał.
Lubię też rozpuszczalną.
Za jej tani i prosty komfort przyrządzania.
Jesteś moim ulubionym człowiekiem.

pudełko

znalazłam dziś małe pudełko
trochę poplamione na wieczku, puste
pomyślałam, że włożę coś do środka,
że zamknę w nim jedno marzenie
marzenie to było niewielkie
całkiem foremne, niegroźne
(bo bywają też groźne marzenia)
ale marzenie moje w pudełku zostać nie chciało
tupnęło prawą nogą
zrobiło się czerwone na twarzy
i uciekło przez okno

bo nie można  marzeń
chować w pudełkach

środa, 23 marca 2011

Znalazłam swojego nauczyciela.
Pokazał mi jak się śmiać, tak, żeby policzki nie bolały.
Pokazał jak pije się życie prosto z garnka.
I jak wyhodować kwaśne mleko na parapecie.
I jak może cieszyć każda zmarszczka na młodych, przecież jeszcze , policzkach.

niedziela, 13 marca 2011

don't mug yourself

Nie patrzmy spode łba na odrobinę fikcji,
bo fikcja nas nie ugryzie.
Popływajmy i nacieszmy się  nią.
Bo fikcja w przeciwieństwie do nas jest wolna.
I dlaczego masz tak przeraźliwie głupio otwartą buzię?
Nie wiedziałaś? Nie jesteśmy wolni.
Ani przez chwilkę nie byliśmy.
A ci co wolność obiecali, dawno już odeszli.
I wygrzewają swoje stare tyłki przy komikach
w których palą, wybacz określenie, nasze marzenia.
Bo można je spalić, między innymi.

sobota, 12 marca 2011

by

Co by się stało gdybyś teraz odszedł?
Pewnie nic, bo kawa pachniałaby tak samo.
Pewnie dalej lubiłabym lody czekoladowe i jazz.
Pewnie wciąż byłabym najradośniejszą osobą, którą znasz.
Pewnie nikt by nie zauważył, że przestałam się rumienić.
Ale przed sobą nie ukryłabym tej wielkiej dziury w okolicach mostka.

niedziela, 6 marca 2011

dom

Budzę się w samym środku nocy, siadam na łóżku i słucham.
Słyszę jak woda tańczy w kranie.
Schody skrzypią umęczone czasem.
Słyszę jak wiatr świszczy na poddaszu.
I jak miarowo oddycha sąsiadka za ścianą – była kiedyś baletnicą
a teraz uprawia mały ogródek na parapecie.
Zegar wciąż powtarza swoją starą śpiewkę.
Słyszę jak brzęczy pozostawiony samemu sobie telewizor w kuchni.
Dom czuwa.
Mogę zasnąć spokojnie.

środa, 2 marca 2011

ladybird

Have you seen my ladybird?
She is red and has got five beautiful spots on her back.
She is a very important ladybird, she has given me faith, hope and love.
Have you seen my ladybird?
I desperately need her.
She always knew.
Knew everything.
The world is such a bizarre place without her.
Have you seen my ladybird?
If you have, just let me know where.
I’ll go and find her.
Sitting. Staring. Waiting.
Maybe, she will send me a letter.
Waiting like a fool.
Since only fools sit and wait.

wtorek, 1 marca 2011

ogłoszenie

‘Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok, słuch i mowę’
Ale to już było.
A ja szukam nauczyciela i mistrza, który pomoże mi wiązać sznurówki.
Który doradzi jak wstawać rano, żeby zdążyć na autobus.
Który powie ‘jest dobrze’ i klepnie mnie po plecach w ramach zachęty.
Który dostrzeże to, czego inni nie widzą.
Który będzie czuwał ze mną w głuchą noc.
I pomoże wybrać szpilki na sobotę:
czerwone, lakierowane czy czarne, matowe?
Szukam nauczyciela i mistrza, który nie znudzi się moim uśmiechem.
Który zostanie ze mną w najgorszy z możliwych momentów.
Który zrozumie, że człowiek nie będzie natchniony i poważny 24h na dobę.
I który zatańczy ze mną lambadę w poniedziałkowy poranek.
Jeżeli tam jesteś nauczycielu i mistrzu, zastukaj do drzwi, będę czekać.

niedziela, 27 lutego 2011

:)

Uśmiech sprzedam. Bardzo tanio, za grosze.
Za drugi uśmiech, tylko bardziej radosny.
Za życzliwe ucho o 3 nad ranem.
Bądź za pokaźny kubek herbaty z cytryną i rumem.
Za ciepłą dłoń w wietrzny wieczór.
Lub za spacer, kiedy wszystkie domy śpią.
A ten uśmiech jest dziś w promocji.
Dwa w cenie jednego, takie czasy mamy.

sobota, 26 lutego 2011

Chciałabym Cię dotknąć - taki mam kaprys.
Bezczelnie wyciągnąć dłoń, pogładzić Cię po policzku.
Prawdziwie.
Tu nie ma miejsca na przejaskrawienie bez idei.
Pewnie wydaje Ci się to śmieszne, bo niby skąd przyszło  mi to do głowy.
Śmieszne… też czuję się śmieszna. Bo stoję naga.
Nie mam niczego do ukrycia. Specjalnie dla Ciebie.
Nie ma nawet warstwy wyrachowania społecznego.
Nie wierzysz? Sprawdź, dotknij, poczuj.
Poczuj jak bije mi serce.
Od nadmiaru uczuć i z przerażenia.
Z przerażenia
przed obojętnością.
Przed ścianą i skorupą.
Powiedz co myślisz, wytrzymam każde Twoje słowo.
Obiecuję. A później, jakby nigdy nic, odejdę.
Bo przecież jestem tutaj tylko chwilę.

?

Zapytasz czy jestem sentymentalna.
‘A skąd.’ – odpowiem z grymasem oburzenia na twarzy.
Numer wylosowany na maturze – środkowa szuflada.
Pierwsza lalka Barbie – czerwone pudełko na szafie.
Pierwsza róża od pierwszej miłości – zawinięta w chusteczkę dogorywa w czeluściach szafy.
Zapytasz czy wierzę w miłość.
‘Ani trochę!’ – krzyknę.
A śnię o Tobie nieustannie.
A w myślach wysyłam miliony listów dziennie.
Co z tego, i tak ich nigdy nie przeczytasz.
Zapytasz, czy wiem jak żyć.
‘Oczywiście, że tak.’ – powiem i z dumą podniosę głowę.
A stoję w tym samym miejscu od kilku lat.
I tylko leciutko rysujące się zmarszczki w okolicach oczu przypominają o tym, że czas powolutku mija.

piątek, 25 lutego 2011

the key

I have never met anyone so desperate about meaning.
The meaning of everything.
The meaning of you and me.
The meaning of words and gestures.
Does everything have to be meaningful?
Or is it just a dark abyss of meaningless mass.
You know, words are words.
Just words.
There is no connection between what is in my head, what is in my heart and words.
I have a key in my pocket. The key opens all sorts of doors.
The key isn’t magic though.
But there it is, I can feel it.
I can use it whenever I want.
It’s just mine.
As you said, I can be whoever I want.
Without shame, without permission, without asking.
So, the key’s mine but I won’t use it.
Not yet.

czwartek, 24 lutego 2011

cynamon

Bo nie ma prawd nadzwyczajnych.
Bo nie ma cudów i marzeń.
Bo  nie ma nieba na ziemi.
Bo jest kawa i piasek.
W ciemności najlepiej się milczy.
Cynamon zapachnie gdy wstaniesz.
W ciemności najlepiej się milczy.
Czy zechcesz zostać do rana?
Będę,  jak nigdy, milcząca.
Nie stanę na środku drogi.
Nie powiem nawet przepraszam.
Bo myśli płoną mi w głowie.

dumnym jestem

Człowiek dumnym stworzeniem jest.
Człowiek ma bardzo wysokie mniemanie o sobie.
‘Skąd je wziął?’ – zastanawiam się.
Leżało koło łóżka jak obudził się z zimowego snu?
Znalazł pod brzozą spacerując po parku?
Czy też kupił na giełdzie – 2.35 zł za akcję.
Ciężko jest spojrzeć sobie w oczy.
I nie ze względu na niewykonalność samej czynności , bo od czego mamy lustra.
Ciężko jest stanąć twarzą w twarz ze sobą samym.
Nagim.
Bez woalek zakłamania.
Bez uszytych w inkubatorze społecznym halek i falbanek pozorów.

środa, 23 lutego 2011

będzie pięknie

Słowami można się bawić. Można.
Można je rozciągać, można je ucinać, przycinać i strugać.
Można z nich lepić, jak z plasteliny.
Kiedyś, ktoś napisał, że trzeba to wszystko od nowa ponazywać, bo słowa straciły znaczenie.
Straciły?
Straciły.
Ale nie do końca, niech pomyślę.
Chciałabym Ci tyle powiedzieć, chciałabym.
Ale nie powiem.
Pobawię się trochę słowami, bo tak jest bezpieczniej.
Ulepię z nich domek a przed domkiem zrobię płotek.
Będzie pięknie.
Ulepię sobie psa – nie będzie szczekał.
Będzie pięknie.
Ulepię sobie serce. Będzie czerwone i kształtne.
Będzie pięknie.
A później, zmęczona tym lepieniem, włożę wszystko do pudełka.
Pudełko będzie szare – takie lubię najbardziej.
Schowam do niego domek z płotkiem, psa i serce.
Będzie pięknie?

środa, 16 lutego 2011

mam 25 lat

Mam 25 lat.
Prowadzona w nicość, usycham.
A wy co zrobicie
jak zakują wam mózgi w kajdany?
Jak odetną dopływ światła?
Jak pozbawią godności z uśmiechem na twarzy i uściskiem dłoni?
Nic nie zrobicie.
Będą wami szarpały dreszcze przerażenia.
Będzie wam się śniła samotność.
Będziecie krzyczeć brakiem miłości.
Mam 25 lat.
Prowadzona w nicość, usycham.
I szarpią mną dreszcze przerażenia.
I śni mi się samotność.
I krzyczę brakiem miłości.
Mam 25 lat.
Prowadzona w nicość, usycham.

wtorek, 15 lutego 2011

oto ja

Prawe oko, lewe oko. Ciało powoli, powolutku, wolniutko budzi się do życia.
Nie. Jeszcze nie teraz. Za minutkę.
Aromat świeżo mielonej kawy o poranku unoszący się po każdym zakątku domu.
Chciałabym. Dwie łyżeczki rozpuszczalnej i mleko. Kanapka zjedzona w pośpiechu.
Powiadają, że poranki powinno się celebrować. Brak czasu, brak chęci.
Nie ma dla kogo mielić kawę w młynku, niebieskim młynku po babci.
W młynku, który przypomina gorące lato, huśtawkę zawieszoną na gałęzi i  łąki pełne pantofelków Matki Bożej.
W młynku z białym, kwiatowym wzorem.
Młynek stoi upchany na półce i z roku na rok pokrywa go coraz grubsza warstwa kurzu.
Nie ma czasu, nie ma dla kogo.
Niedokładny makijaż, brązowy golf i jeansy, bo tylko w nich przypominam człowieka.
Torebka: klucze, portfel, dokumenty, telefon.
Nie można zapomnieć telefonu. Bez niego jak bez ręki.
Mama będzie się martwić,  z pracy mogą zadzwonić.
Ale wszystko jest. Wychodzę.
Samochód, samochód, samochód. Ach tak, wczoraj zostawiłam go na parkingu. Zapomniałam.
Kluczyk przekręca się w lewo czy w prawo?
Hmmm. OK. Siedzę. Lusterko, błyszczyk, radio. Ironic. O tak.
A teraz…jak to było?
Sprzęgło, bieg i gaz. Jedziemy na podbój świata. No może nie na podbój świata.
Praca. Dzieci krzyczą, dzieci skaczą, dzieci piszczą. Jest OK, wypłata za dwa tygodnie.
Jedna lekcja, druga, trzecia…tracę rachubę. Koniec.
Zakupy. Lody czekoladowe, ulubione, tak czekoladowe, że aż gorzkie. I mleko. Nie mogę zapomnieć o mleku, bo z czym mam niby pić kawę?
A może zamiast lodów chleb trzy ziarna i chudy twarożek. Nie, jednak lody, w końcu trzeba mieć coś z życia.
Cholera, gdzie ja zostawiłam ten samochód? Idę obładowana przez parking i szukam jak igły w stogu siana.  Z zamkiem centralnym byłoby szybciej…Idę jak męczennik z grymasem nieszczęścia na twarzy.
JEST! Nie można było tak od razu?
Dom. Otwieram drzwi. Nie mówię dzień dobry, cześć, bo nie ma do kogo. Nawet kota nie ma, głupiej rybki a do kaktusów tak jakoś mi głupio.
Kawa. Zabiję za filiżankę. Dobrze, że nie palę. Każda używka kończy się u mnie nałogiem.
Dawno niczego nie czytałam. Może bym tak zaglądnęła do kupionej dwa miesiące temu biografii Obamy, żeby przekonać się o co mu w ogóle chodzi. Nie, boli mnie głowa. Nie dziś. Włączam TV. Godzina 22. Czekałam na to cały dzień. Teraz wszyscy razem pośmiejemy się z polityków, OFE, koalicji, opozycji, podatków i przyszłości nienarodzonych. Pośmiejemy się przez łzy, jak zwykle…
Godzina minęła. Prysznic. Lubię kąpiele ale zbyt szybko mnie nudzą. Balsamu zacznę używać od jutra, dziś nie mam ochoty.
Teraz spakuję torbę na następny dzień. Brednie. Nigdy tego nie robię.
Włączam komputer. Sprawdzam maila. Tłumaczenie do zrobienia na wczoraj. I pół nocy z głowy.
Ale zanim zacznę, ułożę się wygodnie na łóżku, poprawię poduszkę. Zajrzę tam, gdzie zaglądam codziennie z uporem maniaka. Zajrzę w miejsce, w którym dzieją się cuda, które przynosi ukojenie po całym dniu nie ważne jak długi/męczący/beznadziejny był.
Czytam i nagle jestem gdzie indziej. Śmieję się, płaczę, oblewam rumieńcem. Jestem bezwstydnym świadkiem różnych wydarzeń. I słyszę muzykę, i czuję deszcz. Zasypiam. Tłumaczenie zrobię rano. Zasypiam.

powietrze

Ktoś kiedyś napisał: „ (…) lecz widać można żyć bez powietrza!”.
Tak, można. Jestem tego solidnym przykładem.
Czy słyszę szept niedowierzania?
Proszę zobaczyć.
Otworzyć serce, zaglądnąć pod powieki, zastukać do mózgu.
Prześwietlić płuca, zmierzyć ciśnienie i obejrzeć gardło.
Można żyć bez powietrza.                                                             
Tylko dlaczego wciąż nie mogę podnieść się z kolan?
Podnoszę dumnie głowę, napinam mięśnie i nic …i spadam.
I tylko słyszę chrupot kości.
I tylko widzę roztrzaskany spokój.
Można żyć bez powietrza.
Lecz na kolanach, nigdy z podniesioną głową.
Można żyć bez powietrza.
Lecz bez marzeń i nadziei.
Moja nadzieja została daleko.
Nieświadoma.
Zagubiona.
Poraniona.
Tyle razy mogłam krzyczeć, wołać.
Za mało odwagi, za mało by żyć.

układam

Czekam na Ciebie jak wielu na Godota czekało.
Myślałam, że każde, do przesady dokładnie wybrane słowo ułożysz w logiczną całość.
Myślałam, że znajdziesz w tych słowach sens wszystkiego.
Może znalazłeś ale bardzo szybko chciałeś zapomnieć. Zapomnieć co widziałeś, zapomnieć co słyszałeś.
Bo tak jest dobrze. Tak się nikogo nie rani. Pamiętaj, uczucia to niebezpieczna broń.
Wiem o tym. Dlatego piszę do Ciebie układanką.
Nawet jeżeli ją ułożysz, możesz udać, że jest to tylko zbieg okoliczności, nic wielkiego, nic wartego uwagi.
Ja mogę pokusić się o udawaną obojętność.
Niestety, świata nie zdobędę biernością. Ciebie też nie.
Ale boję się, boję się nadać kształt memu sercu.

niedziela, 13 lutego 2011

tak trzeba

Przypomniał mi się pewien wieczór, wieczór z niedopitą butelką angielskiego porto i rozmazanym makijażem.
To był jeden z tych wieczorów, kiedy przeglądałam się w lustrze Twoich oczu. Wieczór tęsknoty za Tobą właśnie.
A tęsknota ta była zupełnie nie na miejscu. Sama bałam się do niej przyznać. Powiedziałam o niej komuś w zaufaniu. Po paru dniach przeszło. Wstyd czy tęsknota? Sama nie wiem, przeszło. Bo była data, bo było słowo. Bo przecież tak trzeba.
Ale przez te parędziesiąt minut istniałeś w moim sercu, w mojej duszy. Cały czas gdzieś tam jesteś. Jesteś moją chwilą zapomnienia. Jesteś moim pytaniem: ‘czy tak można?’
Jesteś cały czas daleko, nieosiągalny, idealny.
Od pierwszej chwili byłeś ważny. Dla Ciebie były białe szpilki, dla Ciebie była czerwona bluzka, dla Ciebie kwiaty we włosach.
Teraz jesteś daleko ale wciąż mam Cię schowanego pod siedmioma poduszkami. W chwilach pustki, tej nie do zniesienia, piszę do Ciebie. Piszę słowa zupełnie zwyczajne, błahe a chciałabym napisać Ci choćby jedno ważne słowo, które przeniknęłoby Cię do szpiku kości. Czy kiedyś je znajdę? To jedno słowo właśnie…